UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.33 (6 Votes)

ImageW tej książce jest zawarta koncepcja, która wykracza poza wszelkie doraźności satyry politycznej. Spotykamy się w niej z totalizacją pojęcia intencjonalności. Zostało to przeprowadzone z dość wyraźną, może nawet upiorną konsekwencją, dającą zaskakujące efekty. Wydaje mi się, że jest to oryginalne i prawdziwe. Człowiek bowiem istotnie jest zdolny do potraktowania wszystkiego, co pojawia się w jego polu percepcji, jako komunikatu.

Uczynienie z tego principium kompozycji powieściowej jest zupełnie niegłupim pomysłem, nawet w planie filozoficznym. Cały totemizm i animizm, jak wiadomo, i rozmaite inne zjawiska tej sfery wśród kultur pierwotnych zasadzają się na tym, że cały świat może być traktowany jako komunikat adresowany do jego mieszkańców. Fakt, iż może to być wykorzystane przez twórców pewnego systemu społecznego, a potem wykroczyć poza granice zamierzeń politycznych dyktatorów, jest dość symptomatyczny. Od tego momentu już wszystko zaczyna być wiadomością. Na przykład następuje absolutyzacja konspiracyjnej wizji dziejów, tak że wszystko, łącznie z deszczem, staje się symptomem pozwalającym źle lub dobrze rokować o tym, co może nastąpić w sferze politycznej. To wszystko wchodzi w powszechną odruchowość tych nieszczęsnych egzemplarzy gatunku, które są zmuszone żyć w zamkniętym układzie. To mi się wydaje istotne w tej książce i jej obłęd - bo jest to wizja paranoiczna - jest zbudowany z dostatecznym nasileniem i konsekwencją. To jest w tej pozycji cenne i nieprzemijające. Nie dotyczy to bowiem i w tym widziałbym swoją chlubę - jakiejś przelotnej i przemijającej konfiguracji zdarzeń natury socjopolitycznej, która się rozwiewa i znika. To daje się przenosić z miejsca na miejsce, z czasu w czas, i trafia, jako głęboko sięgająca formuła, w wiele różnych zjawisk w bardzo zróżnicowanych formacjach społecznych. W tej książce panuje ponadto szczęśliwe połączenie ponurej upiorności z humorem. Dzisiaj ta ponura humorystyka to dla mnie genius temporis i signum temporis. Wciąż jeszcze! Nic nie wskazuje na to, aby miało zmierzchać.