UWAGA! Ten serwis używa cookies i podobnych technologii.

Brak zmiany ustawienia przeglądarki oznacza zgodę na to. Czytaj więcej…

Zrozumiałem

Serwis lem.pl używa informacji zapisanych za pomocą cookies (tzw. „ciasteczek”) w celach statystycznych oraz w celu dostosowania do indywidualnych potrzeb użytkowników. Ustawienia dotyczące cookies można zmienić w Twojej przeglądarce internetowej. Korzystanie z niniejszego serwisu bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zapisane w pamięci końcowego urządzenia. Pliki cookies stanowią dane informatyczne, w szczególności pliki tekstowe, które przechowywane są w urządzeniu końcowym Użytkownika i przeznaczone są do korzystania z serwisu lem.pl

1 1 1 1 1 Rating 4.06 (31 Votes)
Image

Człowiek z Marsa to pierwsza, na wiele lat zapomniana powieść Lema. Jej tematem jest toczona przez ludzi w hermetycznie zamkniętym laboratorium „wojna światów" z przybyłym z Marsa cyborgiem. W warstwie odnoszącej się do techniki i technologii, a także na płaszczyźnie literackiej autor nawiązuje do klasyków gatunku (m.in. do H.G. Wellsa). Książkę czyta się z prawdziwym zainteresowaniem — dociekliwi czytelnicy odkryją tu wątki, które Lem podejmie później w powieściach wieku dojrzałego.

5.00 out of 5 based on 1 ratings1 user reviews.
Obcy i człowiek Reviewed by Pyza Wędrowniczka on .  Z debiutami bywa różnie. Z „Człowiekiem z Marsa” Stanisława Lema jest akurat tak, że książka sama w sobie nie do końca się broni, nie zwiastuje również geniusza. To dość przeciętna historia – warto ją jednak dzisiaj czytać, znając późniejsze powieści Lema. Była to moja pierwsza powieść tego autora – chciałabym na nią teraz spojrzeć z perspektywy przeczytanych wszystkich innych. Jak wypada? Co w niej jest? Jak się ją czyta ze świadomością próz późniejszych?  „Człowiek z Marsa” ukazywał się w odcinkach w 1946 roku. Na pierwszy rzut oka nic w nim szczególnego: sztafaż rodem z powieści sf epoki. Oto tajemniczego bohatera zgarnia z krawężnika samochód, kierowca przekonany, że spotkał umówionego człowieka, nasz bohater – że Nowy Jork wcale nie jest taki zły, skoro może dostać podwózkę. Niedawno przeprowadził się z Chicago, jest dziennikarzem bez wielkich szans na znalezienie nowej pracy, raczej ponury typ. W tle jakaś sugestia traumy, ale bardziej w rodzaju tych spotykanych w kryminałach noir niż tego, co znamy z późniejszego „Powrotu z gwiazd”. Samochód wiezie więc bohatera, bardziej istotnego tu jako obserwator-narrator niż ktoś, na kim skupia się akcja, do tajnego laboratorium, gdzie badany jest tajemniczy byt pozaziemski.  Tu zaczyna się problem, zasadniczo dwojakiej natury: zawiązania akcji (trudno się oprzeć wrażeniu, że ledwo naszkicowany bohater to porte-parole czytelnika, ale przez to z kolei trudno uwierzyć w motywy, jakimi kierują się naukowcy przyjmując go do zespołu) i samego motywu głównego. Marsjanin, on to bowiem jest tym pozaziemskim bytem harcującym w laboratorium, dany nam jest bezpośrednio: widzimy go, co na tle późniejszych Obcych Lema nie jest wcale normą. Oprócz wyposażonych w macki niebiałkowych kosmitów, jakich spotyka Ijon Tichy tu i ówdzie, i żyjących w galaktyce far, far away w strachu przed ludźmi robotów, to ten jedyny Obcy, jakiego Lem daje nam poznać bezpośrednio. Łatwo ulec złudzeniu wspomnianemu sztafażowi i powiedzieć, że ot, to fantazja na wellsowskie tematy – a gdyby tak zboczyć z tego utartego szlaku? Jak wygląda ów Obcy na tle innych Lemowskich wyobrażeń?  Ta „obcość” rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Wielkim obcym fabuły – jeśli zrezygnujemy z traktowania tła tylko jako pewnego wybiegu, ustawiającego akcję – są tu same Stany Zjednoczone. Bohater czuje się obco w nowym mieście i obco w zmienionej rzeczywistości: jest tuż po wojnie, właśnie skapitulowała Japonia. Oczywiście, Nowy Jork jest dużo bardziej naturalną scenerią do przeprowadzenia inwazji kosmitów niż na przykład Koluszki, niemniej wydaje się, że kontakt bohatera z tym, co obce, zaczyna się już na pierwszej stronie, zanim w ogóle trafi przed prezydium wybranych spośród ludzkości naukowców. Podobnie jednak jak Londyn ze „Śledztwa” czy środkowa Polska ze „Szpitala Przemienienia”, tak i ten Nowy Jork oddziałuje też obco na czytelnika – w tym sensie intuicje dotyczące umowności tła jak najbardziej podzielam – co widać choćby w brzmiących dziś zabawnie okrzykach bohatera „chłop znał jujitsu – było to fatalne” oraz „jakem reporter USA!”.  Sam Obcy, ów „człowiek z Marsa” z człowiekiem nie ma za wiele wspólnego. A jednak bohaterowie traktują go dla porządku jak człowieka, czy przynajmniej jak istotę humanoidalną, niezależnie od wyglądu zewnętrznego, przywodzącego na myśl Daleka. Próba skontaktowania się z nim, w zestawieniu z późniejszym wykorzystaniem tej samej techniki w „Solaris”, wypada zbyt prosto, niemniej opozycja tego, co „ludzkie” i „nieludzkie” sprawia, że warto spojrzeć uważniej na „Człowieka z Marsa”. Uznanie przedstawiciela obcej cywilizacji za osobę – uznanie ante factum – sprawia, że wszystkie zgrane chwyty, jak chociażby chęć eksperymentowania na zdobyczy/jeńcu wypada co najmniej dwuznacznie moralnie.  Inni bohaterowie, czyli naukowcy, z jednej strony stanowią głównie postaci tła (choć nie sposób nie zauważyć, że to rozegranie „typów” powróci później w „Edenie”), z drugiej są okazją do spojrzenia, w jaki sposób ów typ naukowca u Lema wyewoluował. Ci naukowcy bywają strachliwi i interesowni, są wśród nich niezłomne moralne autorytety – są też ludzie po prostu ciekawi, co będzie. Nie są jeszcze na tyle hermetyczni, żeby nasz główny bohater nie mógł zrozumieć, o czym rozmawiają (co przydarzy się przecież i Markowi Tempemu z „Fiaska”, i pilotowi z napisanych wkrótce po „Człowieku...” „Astronautów”). Nie ma tu jeszcze tej bariery, na którą natkną się w kontakcie ze światem zaawansowanej nauki inni Lemowscy bohaterowie – przy czym i nauka ta nie jest jeszcze tak zaawansowana.  Widać zatem w „Człowieku z Marsa” pewną ścieżkę, którą później autor podąży. Czyta się dzisiaj tę powieść specyficznie: bo nie jest to debiut wybitny, niektóre tropy – jak choćby prostota Kontaktu z Obcym – Lem później jednak rozwinie i pogłębi. I w tym chociażby leży wartość tej książki dla czytelnika. Przy czym, jak sądzę, nie jest to książka, od której należałoby faktycznie zaczynać przygodę z pisarstwem Lema. Rating: 5 5